Żeby zawsze spadały na cztery łapy

17 lutego obchodzony jest Dzień Kota. To doskonała okazja, żeby przypomnieć problem kotów, które żyją na wolności. Mają one status zwierząt wolno bytujących i zgodnie z interpretacją obecnie obowiązującej ustawy są zwierzętami półdzikimi, żyjącymi w ekosystemie miasta, przy wsparciu człowieka.

Rozróżnienie kota wolno bytującego od domowego zazwyczaj jest proste. Zwierzę dzikie nie szuka towarzystwa człowieka, wręcz unika bliższego kontaktu. Zazwyczaj jest w stanie zbliżyć się jedynie do osoby stale go dokarmiającej. Z kolei kot domowy (czyli żyjący na co dzień w warunkach domowych, przy człowieku) w przypadku porzucenia, zabłąkania się, staje się zwierzakiem bezdomnym.

– Koty wolno żyjące stanowią ważny element ekosystemu miejskiego. W ogromnej mierze pomagają w ograniczaniu liczby myszy, szczurów, kretów, czy nornic – powiedziała prezes starogardzkiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami Marianna Mazurowska.

Już sam fakt kociej obecności powoduje, że samica szczura nie zakłada gniazd w tych miejscach. Interesujące jest, że najedzony, zdrowy osobnik, obrośnięty futrem, daje sobie radę znacznie lepiej i chętniej poluje na gryzonie niż kot, który nie dojada. Natomiast ciekawostką jest, że miasta, w których żyje zbyt mała liczba kotów wolno żyjących borykają się z problemem nadmiernej ilości szczurów i nie są w stanie poradzić sobie z tym bez kotów.

– Jednym ze sposobów pomocy ze strony człowieka jest dokarmianie tych zwierząt. My jako TOZ też to robimy. Dodatkowo, razem z wolontariuszami, systematycznie wyłapujemy wolno żyjące koty, żeby je wysterylizować, wykastrować. Po zabiegach, które dla tych zwierząt są bezpłatne, muszą one wrócić na miejsce, jakie wybrały sobie do życia. Koty mają swoje prawa. Same sobie wyznaczają teren bytowania, z którego nie wolno ich w żaden sposób przeganiać. Idą tam, gdzie czują, że człowiek ma dobre serce – tłumaczy Marianna Mazurowska.

Prezes Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami nie myli się co do kociej intuicji. Latem 2017 roku kilka półdzikich kotów zaczęło coraz częściej przybiegać na podwórko starogardzkich artystów Zofii Sumczyńskiej i Michała Majewskiego. – Koty, w miarę jak robiło się coraz chłodniej, od samego rana przesiadywały tuż za szybą drzwi, obserwując nas hipnotyzującym wzrokiem, jednocześnie uświadamiając nam naszą bezsilność, bo nie stać nas przecież na dokarmianie takiego bractwa. Zastanawialiśmy się, co by tu zrobić. Słuchaliśmy przeróżnych doradców. Zaczęliśmy od schroniska dla zwierząt. Tam, niestety, nie przyjmują dzikich kotów, nie mają na to miejsca ani środków. Zasugerowano nam, żeby zgłosić sprawę do Towarzystwa Opieki Nad Zwierzętami – opowiada Michał Majewski.

Niedługo potem u pani Zofii i pana Michała pojawiła się przedstawicielka TOZ. – Pani Magdalena spisała protokół kontroli. Wynika z niego, że zostałem opiekunem kotów wolno bytujących i że te koty nie są moimi kotami domowymi. Aktualnie czekamy na klatkę – pułapkę. Jeśli uda nam się schwytać kota, będziemy musieli zawieźć go do weterynarza w celu sterylizacji – mówi pan Michał.

Ustawa o ochronie zwierząt traktuje koty, jako dobro ogólnonarodowe i daje im prawo do życia na wolności w wybranym przez siebie miejscu. Nie mogą być przeganiane ani płoszone. Wymaga humanitarnego traktowania wszystkich zwierząt, dlatego osoba, która znęca się nad nimi, musi liczyć się nie tylko z karą grzywny do 100 tys. zł, lecz także wyrokiem pozbawienia wolności do lat trzech. Za znęcanie uznaje się nie tylko bicie zwierzęcia lub utrzymywanie go w niewłaściwych warunkach, ale także niezapewnienie mu jedzenia, wody oraz leczenia. Jest nim również złośliwe straszenie i drażnienie. Zatem wyłapywanie, płoszenie, przeszkadzanie w karmieniu jest kwalifikowane jako znęcanie się. Natomiast za zniszczenie mienia, np. kociej budki, są konkretne konsekwencje, wynikające zarówno z kodeksu karnego, jak i cywilnego. Po zebraniu materiału dowodowego takie sprawy powinny być kierowane na policję. Upoważniona do działania jest również Straż Miejska oraz inspekcja weterynaryjna. Świadek znęcania się może także zawiadomić najbliższy oddział lub organizacje działające na rzecz ochrony zwierząt.

Również spółdzielnia lub wspólnota mieszkaniowa powinny przestrzegać ustawy o ochronie zwierząt, nie mogą zatem zabraniać dokarmiania i bytowania wolno żyjących kotów, jednak karmiciel zobowiązany jest do utrzymywania miejsca karmienia w czystości. Co więcej, powinny zwłaszcza zimą pomagać przetrwać im trudniejszy okres, udostępniając konkretne pomieszczenia, np. piwniczne, miejsca na podwórkach w celu ustawienia kocich domków, a przez cały rok włączać się w akcje sterylizacji i dbania o higienę miejsc, w których koty przebywają.

Obecność kotów pozwala nam pozbyć się przenoszących choroby gryzoni. Pomagają nam, zatem my – ludzie powinniśmy im się odwdzięczyć i zrobić wszystko, żeby nawet te mruczące, wąsate czworonogi, które chadzają własnymi ścieżkami, zawsze spadały na cztery łapy.

Fot. Michał Majewski