29. rocznica śmierci Kazimierza Deyny. Pamiętamy!

1 września minęło 29 lat od śmierci pochodzącego ze Starogardu genialnego piłkarza – Kazimierza Deyny. Co roku przyjaciele i kibice wspominają legendę polskiego futbolu, składając kwiaty pod jego pomnikami w Starogardzie i w Warszawie.

„Kaka” nieprzerwanie pozostaje idolem i autorytetem kolejnych pokoleń fanów piłki nożnej. Jego legenda nie przemija. Zapisał się w historii jako najlepszy rozgrywający lat 70-tych i postrach wszystkich stadionów, na których przyszło mu występować. Nazywany często „profesorem futbolu”, stawiany jest w szeregu obok takich gwiazd, jak: Franz Beckenbauer, czy Johan Cruyff.

W rocznicę śmierci Kazimierza Deyny prezydent Janusz Stankowiak oraz przewodniczący Komisji Sportu Marek Jankowski, w imieniu władz i mieszkańców, złożyli kwiaty i zapalili znicze pod pamiątkową tablicą piłkarza – Honorowego Obywatela Miasta przy Stadionie Miejskim nazwanym jego imieniem. Obecni byli także pracownicy Ośrodka Sportu i Rekreacji, radny Jarosław Janaszek, trener Kazimierz Jankowski oraz kolega Kazika z boiska Janusz Kupcewicz.

– 1 września 1989 roku całym piłkarskim światem oraz całym Starogardem wstrząsnęła wiadomość o przedwczesnej, tragicznej śmierci Kazimierza Deyny w wypadku na kalifornijskiej autostradzie. Prezydent miasta często podkreśla, że naszym hasłem są słowa „Tu rodzą się gwiazdy”. Kazimierz Deyna był i nadal jest najjaśniejszą z nich. Wszyscy jesteśmy dumni, że pochodził ze Starogardu Gdańskiego. Tu się urodził i wychował. Tutaj stawiał swoje pierwsze piłkarskie kroki. Jego największym sukcesem było złoto dla Polski na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium w 1972 r. Dwa lata później z drużyną narodową wywalczył srebrny medal Mistrzostw Świata, a w 1976 r. srebro na Igrzyskach w Montrealu – przypomniał przewodniczący Komisji Sportu Rady Miasta Marek Jankowski.

– Kazik był na boisku nie do zatrzymania. Dobrze wiem, co mówię, bo często grałem naprzeciwko niego. To było wyjątkowo trudne zadanie. Kiedy oglądałem jego poczynania w telewizji, wydawało mi się, że nie gra zbyt szybko. Gdy jednak przyszło mi się z nim zmierzyć, diametralnie zmieniłem zdanie – wspominał Janusz Kupcewicz.

Fot. Małgorzata Rogala