W tłusty czwartek się swawoli, potem czasem brzuszek boli – pisał Władysław Broniewski w wierszu dla dzieci pt. „Tłusty czwartek”. Tego dnia chyba nie ma osoby, która nie skusi się na tę lukrowaną kulę wypełnioną różnymi nadzieniami. Okrągły, słodziutki i bardzo kaloryczny smakołyk zagości na wielu polskich stołach. Dla niektórych będzie daniem na śniadanie, obiad, podwieczorek i kolację.
Tłusty czwartek w kalendarzu chrześcijańskim to ostatni czwartek przed wielkim postem, znany także jako zapusty. Rozpoczyna ostatni tydzień karnawału. Potem czeka nas 40 dni postu i wyrzeczeń. Dlatego „tłusty czwartek” to jedyny taki dzień w roku, gdy nie liczymy kalorii i bez ograniczeń sięgamy po tłuste smakołyki, czyli pączki i faworki nazywane czasem chrustami. Jedni pieką je sami, zapraszając bliskich do świętowania, inni stoją po nie w długich kolejkach w cukierniach, gdzie czasem trudno zdecydować się, który smak wybrać.
– Mamy pączki z tradycyjną marmoladą, ale są też z czarną porzeczką, maliną, toffi, adwokatem, budyniem i ulubioną przez mieszkańców różą – powiedziała nam jedna ze sprzedawczyń w pobliskiej cukierni.
Dzisiaj pączek to okrągły, słodziutki i bardzo kaloryczny smakołyk. Ale dawniej był wyrabiany z ciasta chlebowego, które nadziewano słoniną, boczkiem i mięsem. Już bowiem w czasach starożytnych świętowano odejście zimy i nadejście wiosny „na tłusto”. Ucztowanie opierało się na jedzeniu tłustych potraw, szczególnie mięs oraz piciu wina.
Chociaż smaki się zmieniły, idea tzw. „tłustego dnia” pozostała ta sama. Warto też pamiętać, że według jednego ze staropolskich przysłów, kto nie zje choć jednego pączka w tłusty czwartek, tego szczęście w danym roku ominie. Niezależnie jednak od tego, czy wierzymy w przesądy czy nie, fani słodkich wypieków nie powinni mieć dzisiaj wyrzutów sumienia.
Zatem smacznego!