Wszystkich, którzy w piątek, 16 czerwca wpadli do Maka w Starogardzie pomiędzy 11:00 a 15:00, czekała niespodzianka. Mogli zamówić ulubionego hamburgera, frytki lub shake u prezydenta miasta. Janusz Stankowiak na cztery godziny przemienił się w pracownika Mc Donald’s. Jego pracę wylicytował szef restauracji podczas tegorocznego 25. Finału WOŚP.
– Szanuję każdą pracę i każdego kto ją wykonuje – powiedział prezydent. – Dlatego co roku wystawiam 4 godziny swojego czasu na licytację dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W ten sposób mam szansę połączyć możliwość nabycia nowego doświadczenia w pracy dla tych, którzy podobnie jak ja chcą pomóc innym – dodał Stankowiak. – Pracowałem już w składzie opału, roznosiłem gazety, teraz przyszedł czas na Mc Donald’s.
– Dowiedziałem się o tej akcji przypadkiem – powiedział szef restauracji Jerzy Miąsko. – A że od początku zamierzałem współpracować z miejskimi władzami i organizacjami, aby wspierać lokalne inicjatywy, postanowiłem uczestniczyć w licytacji. Udało się – wygrałem – dodał z uśmiechem.
Za cztery godziny pracy prezydenta w restauracji zapłacił 2500 zł. Pieniądze przeznaczone zostały na zakup specjalistycznego sprzętu dla ratowania życia i zdrowia dzieciom oraz zapewnienia godnej opieki medycznej seniorom.
16 czerwca Janusz Stankowiak punktualnie o godz. 11:00 stawił się do pracy w Maku. Po krótkim szkoleniu, rozpoczął czterogodzinną służbę w restauracji.
– W naszym zawodzie najważniejsza jest gościnność – przyznała Anetta Miąsko, żona i wspólnik szefa restauracji. – Dlatego prezydent będzie dzisiaj pełnił rolę gospodarza sali. Będzie dbał o to, by klienci czuli się dobrze i byli właściwie obsłużeni.
Obok witania gości, obdarowywania najmłodszych balonami i kolorowymi koronami na głowę, prezydent przyjmował zamówienia, kasował i wydawał resztę oraz podawał przygotowane posiłki do stolików.
– Dobra lekcja życia – komentował na gorąco prezydent – i spore wyzwanie. Ta na pozór lekka praca okazała się dość wymagająca zarówno skupienia, jak i szybkiej reakcji na bieżącą sytuację. Nie będę ukrywał, że przygotowywałem się do nowej roli, obserwując zachowanie tutejszych pracowników. To bardzo młodzi, sympatyczni i mili ludzie. Na początku się stresowałem, ale pani Kasia, która wzięła mnie pod swoje opiekuńcze skrzydła, okazała się znakomitym nauczycielem. Już po pierwszej godzinie obsługa zarówno kasy jak i kiosku nie stanowiły dla mnie żadnego problemu. Na pewno nie zapomną serdeczności, z jaką zostałem przyjęty do zespołu oraz uśmiechów dzieciaków, które tak żywo reagowały i chętnie przyjmowały baloniki oraz przygotowane gadżety.
Dla wielu gości restauracji spotkanie z prezydentem, który stał tego dnia za kasą i przyjmował zamówienia, było miłym zaskoczeniem. Ze zdziwieniem patrzyli na nowego pracownika, zwłaszcza gdy wychylał się z okienka Mc Drive’a ze słuchawką w uchu i z uśmiechem podawał kierowcom torby z jedzeniem.