Uśmiechnięta, rozmowna, pełna zaraźliwej energii. 12 lutego pani Agnieszka obchodziła 100. urodziny. Z tej okazji odwiedził ją Prezydent Miasta Starogard Gdański Janusz Stankowiak.
– Jestem pod wrażeniem Pani wigoru. Myślę, że pozazdrościć mógłby go niejeden nastolatek. Życzę, by ta dobra energia nigdy Pani nie opuszczała. Oby zawsze dodawała sił i wywoływała tę niesamowitą radość na twarzy. Niech dopisuje Pani zdrowie, a rodzina otacza miłością, opieką oraz przynosi jak najwięcej powodów do dumy – wręczając jubilatce kwiaty i prezent powiedział prezydent Starogardu.
Podczas wizyty towarzyszyła mu zastępca naczelnika Wydziału Spraw Obywatelskich Urzędu Miasta Magdalena Wodzik. – Nie dziwi mnie, że obchodzi Pani 100. rocznicę urodzin. Z tak optymistycznym podejściem do życia, to musiało się udać – mówiła pani Magdalena.
– Moją receptą na długowieczność jest posiadanie celu. Na każdym etapie swojego życia miałam jakiś cel. Obierałam go, a później konsekwentnie do niego dążyłam. Nigdy się nie poddałam, nawet, gdy napotykałam na trudne do pokonania przeszkody. Kiedy osiągnęłam już to, co chciałam, zdobywałam „kolejne góry”. Zawsze słuchałam innych ludzi, zwłaszcza tych, którzy wydawali się mądrzejsi ode mnie. Prosiłam o radę, analizowałam i brałam to pod uwagę – zdradziła dostojna jubilatka.
Agnieszka Bejrowska pochodzi z dużej rodziny. Miała 6 rodzeństwa rodzonego i 8 przyrodniego. Sama doczekała się 3 córek: Kazimiery, Stanisławy oraz Ireny, a także 2 wnuczek i 4 wnuków. – Moja mama, jako młoda dziewczyna, wyszła za mąż za wdowca z 8 dzieci. Równocześnie wychowywała dzieci taty z poprzedniego małżeństwa i nas. Na pewno nie było jej łatwo, ale doskonale sobie radziła. Zawsze była dla mnie wzorem do naśladowania. Z całego mojego rodzeństwa żyję jeszcze tylko ja i mój najmłodszy brat – zamyśliła się pani Agnieszka.
Jubilatka przetrwała wiele trudnych chwil. Przeżyła II wojnę światową. Zdołała nawet uciec Niemcom z transportu. Podjęła ryzyko i uratowała siebie, swoją córkę, siostrę oraz dwoje jej dzieci. Pracę zawodową zaczęła dość wcześnie, żeby jak najszybciej wspomóc domowy budżet. Wykonywała kilka zawodów. W każdym radziła sobie wyśmienicie. Była doceniana, co roztaczało przed nią kolejne perspektywy. Najlepiej wspomina pracę w sklepie i w kasie biletowej na dworcu kolejowym, chociaż w tym ostatnim miejscu pracowała krótko. Kiedy wzięła ślub, wspólnie z mężem, przez 11 lat pomagała w prowadzeniu gospodarstwa teściów w Jabłowie. Szybko spadł na nią główny ciężar zarządzania majątkiem. Chociaż była to dla niej nowość, w tej materii także radziła sobie doskonale. Jednak w 1973 r., cała rodzina przeniosła się do Starogardu i kupiła dom, w którym nasza bohaterka mieszka do dzisiaj.
– Teraz na podwórko wychodzę już rzadziej, ale jeszcze całkiem niedawno regularnie pieliłam ogródek, a po pracy odpoczywałam w nim. Parę lat temu grałam nawet w piłkę z prawnukiem. Skończyło się to wprawdzie upadkiem, ale frajda zarówno wnusia, jak i moja była ogromna – opowiada jubilatka.
Radości życia Agnieszka Bejrowska mogłaby nauczyć kilka pokoleń. Jeszcze raz życzymy jej wszystkiego, co najlepsze i z niecierpliwością czekamy na kolejne spotkanie.
Fot. Małgorzata Rogala